Społeczeństwo zadecydowało, że to rząd Tuska będzie realizował obietnice wyborcze. W środę 12 października pierwsi po pieniądze zgłosili się pracownicy ZUS. Demonstrowali swoje niezadowolenie pod siedzibą ZUS w Warszawie. Zaiste musi być ono wielkie skoro spalili kukłę swojego prezesa i obrzucili jajkami firmowe logo ZUS-u. Pracowników jest w ZUSie ok. 46 tys.. Zapytałem się co ci ludzie właściwie robią ? Niestety prezes Derdziuk nie chce tego ujawnić. Wiadomo, że zarabiają minimalną płacę, chociaż są wykształceni, po magisterce i kierunkowych studiach podyplomowych, z 10 letnim stażem pracy.
Rozżalony urzędnik ujawnia, że dostaje 2000 zł brutto czyli ok.1400 zł netto.
- Nadgodziny owszem są, ale gdy są płatne to już luksus, do tego zero szacunku ze strony kierownictwa jak i często niechęć ze strony ludzi. Odpowiedzialność jest duża a pieniądze małe i na zachętę słyszę: " nie podoba się to się zwolnij na Twoje miejsce czeka 10 za drzwiami"- taka jest rzeczywistość w ZUS - pisze na portalu internauta. O tym, że jest to chora rzeczywistość nie trzeba juz nikogo przekonywać.
Z drugiej strony mamy poszkodowanych przedsiębiorców, którzy 11 października, czyli dzień wcześniej spotkali się z premierem Tuskiem. Ta grupa ludzi została oszukana przez ZUS sposobem „na interpretacje”. Przypomnijmy jak ZUS wykańcza kolejne grupy społeczne w Polsce: najpierw były to Matki Polki, które prowadziły działalność gospodarczą, pracowały i urodziły dziecko. O tym, że źle interpretowały prawo ubezpieczeniowe dowiedziały się od ZUS-u po kilku latach. ZUS bezwzględnie ściągał od nich rzekomo zaległe składki z datą wsteczną od 1999 r. Dopiero dwukrotna abolicja ustawowa poskromiła zapędy ZUS. Sprawa w toku. Potem przyszła kolej na przedsiębiorców, którzy zawieszali działalność gospodarczą. Od 1999 r. ZUS tych ludzi wprowadzał w błąd, że mogą skutecznie zawiesić, po czym u schyłku przedawnienia kazał im płacić zaległe składki. Ci nie poszli do Tuska, bo szykują w tej sprawie pozew zbiorowy. Wreszcie mamy ludzi, którzy w dobrej wierze korzystali z możliwości wyboru tytułu do ubezpieczenia. Po tym jak wybrali umowę zlecenia lub pracę nakładczą ZUS każe im płacić zaległe od 1999 r. składki niekiedy 100 tys. zł.
Dzisiaj już wiadomo, że tzw. reforma ubezpieczeniowa to był niewypał. Rząd nie przejmuje się przyszłymi emeryturami i koncentruje środki w ZUSie. Piramida finansowa ZUS wymaga coraz większych pieniędzy, więc szuka się ich w kieszeniach tzw. płatników, często doprowadzając ich do ruiny. ZUS znajduje się poza kontrolą społeczną. Sam ustala komu i co ma zabierać. Nawet ci którzy tam pracują nienawidzą ZUS-u, bo wiedzą, że jest pasożytem żerującym na społeczeństwie.
Problem jest tego rodzaju, że instytucja, którą powołano do celów społecznych, celów tych nie realizuje, wręcz im szkodzi. Polaków nastawia przeciw sobie i zaburza społeczny ład. Społeczeństwo nasze utrzymuje w nieświadomości i prowadzi do katastrofy emerytalnej. Od wielu lat postulujemy likwidacje ZUS-u. Pobieraniem podatków i składek, a także wypłatami różnych świadczeń może się zajmować jedna administracja rządowa. Tak będzie taniej i lepiej.